środa, 4 stycznia 2012

nie kłam sobie

Sięgam do Kaczmara, do szant, do Brechta/Weilla, do Saint-Saensa. Diagnoza: zły dzień. Naprawdę zły dzień. Nic to, myślę, drugi z rzędu, ale co tam, wytańczę. Ale nawet to się sypie, i nawet z belly wychodzi, za przeproszeniem, dupa.
Tyle ostatnio czytam, że zanim pomyślę, to się zastanawiam, czy ktoś już tego nie napisał....
Bo wiecie, czasem łatwiej sobie poradzić jak się coś sypie jednego, ale ważnego, niż jak zbiera się mnóstwo pierdół, z których każda jest do zniesienia, ale mają brzydki zwyczaj spadać na moją głowę stadami. Tabunami.
Henry Miller napisał "Jeśli wpadniesz w wystarczająco głęboką rozpacz, wszystko będzie dobrze". Dlatego mam problem. Suma wszystkich pierdół z tabunu, czy ich tuzin czy kopa, nie czyni jednej tragedii, więc nie ma dna rozpaczy od którego się można odbić. Bagno. Obrzydliwe, grząskie i oślizłe. I wtedy zostaje już tylko płakać, że się nie daje rady, albo oglądać "Across the Universe", albo "Happy-go-lucky". Albo oba. Acrossa dawno nie oglądałam, z 10 dni chyba... Więc nawet nie patrzę, leci po prostu. Troszkę koi.
Góra prasowania mnie załamuje. Nie mam siły wstać i sobie z tym poradzić. Nie mam siły posprzątać. W sumie kurz toksyczny bardzo nie jest. W lodówce echo. Nie mam siły już nawet czytać, w myśl Salingerowego ostrzenia inteligencji, która i tak szczęścia nie daje. Gapię się więc tępo w telefon. 
Prudence włazi przez okno z nowhere, zaraz po tym jak JoJo mówi, że music is only thing that makes the sense anymore, maaan. Wiem to na słuch, nie na oglądanie... jak oni ładnie mówią po angielsku angielsku i po amerykańsku!
*
Te zewnętrzne stada niefajności spadają na moje rozterki wewnętrzne. Robi się z tego nieznośny bigos.
"Wolność to prawo do niekłamania", Camus z kolei.
Wolność nie tylko moja, także cudza. Jeśli wolność, nie mam prawa mówić "zrób to". Podobno, jak donoszą amerykańscy badacze, w przyrodzie zdarza się nawet fraza "zrób to dla mnie". I co? Jaka wtedy wolność? Nie mam nawet prawa powiedzieć "proszę". Nie potrafię go sobie dać. Ale skoro niekłamanie warunkuje wolność, mówię sobie sama prawdę. Nie kłamię sobie, więc przyznam z całą mocą i zdziwieniem, że ja, tu i teraz, i powtórzę to jutro, w nowym roku kiedy zacznie się na dobre, że ja, jakkolwiek pół roku temu nie było to do pomyślenia pod żadnym warunkiem, i jakkolwiek Łosiasta dziś pokręciła głową z wielkim niedowierzaniem, ja, tu i teraz, chcę. Chcę!!! żeby to zostało zrobione. Jak to pogodzić z niepowiedzeniem "proszę, zrób to"? Jak w wolności i non-violent chcieć czegoś od kogoś tak, żeby nikogo nie skrzywdzić?
Siebie zwłaszcza.
Co jest w living together apart najważniejsze? Together? Apart? Living?
Za dużo tego wszystkiego na moja małą główkę, co pojąć obsługi nokii nie potrafi, i na naiwne serduszko.
Idę sobie ronić łzy.
Ale jak płakać, to tylko przy takim muzyku, jak James, co nie?!

A! Zapomniałam! Jutro na dobre nowy rok, za 22 godziny. Wszystko inne minie ze starym rokiem, te małe niedobrości. I tego się łapię pazurami, trzymam resztą sił, jak Yennefer z Vengerbergu skarpy. I nie mam, jak ona, podparcia dla nóg, oparcia w żywiole ziemi. Ale ono, oparcie, tuż-tuż.

I kiedy skieruję oko swej jaźni na byłą tęsknotę, jej tam nie będzie. I strachu też nie. Nie będzie kłamania, będzie rozmowa. W wolności.
I będzie tylko więź. Bez jakiegokolwiek braku.

PS. Zapomniałam, że coś tam jednak mi dziś poszło nieźle! Sama wykombinowałam baner, i jeszcze żeby link się otwierał w nowym oknie! Klikać, pomagać! Ale już!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.

Bygones