Nic nie mam do tej dziewczynki. Ale poproszę wejść na jej stronę oraz odtworzyć sobie utwór drugi. Ciechowski o tym coverze chyba powiedziałby to, co ja. Czyli nic, bo mnie zatkało z wrażenia. Kompletnie. Nie żeby zaraz bardzo zachwycić się pozostałymi 3 czy 4 kawałkami które tu i ówdzie promują płytę wokalistki, ale zatkało na tyle, żeby robić ripit i ripit. I jak zwykle mam dylemat, bo płyty nie ma, a jak będzie, to czy jej cena warta będzie jednego utworu? Tęsknię za czarnymi analogowymi singlami. Bo single CD jakoś nie wysypują się z półek ani realnych ani wirtualnych sklepów dla uszu. A może ktoś ma wtyczkę w jakimś medium co single promuje?
***
A w ogóle to dziś napad na sprzęt dziecka z powodu butów. Nie muzycznie, oba utworki są od czapy kompletnie, łazi za mną Archive, wiec na przekór mamy muzyczną strefę (niekoniecznie rokendrola) wolną od angola.
Ale że buty. Bo pani, co wygrała kawę w Krk mówi, że wiosna chodzi w pantofelkach. Może… Ale z mojej strony rzeki niestety wiosna człapie w kapciach, nazwa handlowa „balerinki” Dżizas…… Kobiety! Matki! Córki! Uczennice! Studentki! Robotnice huty Warszawa! Baletki to są buty do tańca, a nie do chodzenia. Nie mówię, że każdy ma zasuwać do autobusu w butach do wyglądania na 12 cm szpilce, albo chodzić w jedynie słusznych martensach, oraz że buty jako takie do chodzenia tylko są. Sama posiadam baletek par kilka, ale do tańczenia, oraz balerinek par jedną – do jeżdżenia (bo naciskanie sprzęgła oraz hamulca niszczy pięty w butach do wyglądania). Ale, na wszystkie pomadki Givenchy i pudry Clinique, i co tam dla Was baby najcenniejsze, na to wszystko ja was błagam: zanim wyjdziecie na ulicę się pokazać publicznie w balerinkach, popatrzcie w duże lustro, na całą sylwetkę. A jak nie macie, to się przejrzyjcie w witrynie sklepu, jak się poruszacie idąc. I co? Koszmar, nie?! ŻADNA, żadna noga w balerinkach wyglądać dobrze nie będzie. Żadna kobieta w balerinkach nie pójdzie ładnie. Noway. Audrey Hepburn była w jednym egzemplarzu (a i ona nie nosiła aż tak koszmarnych butów jak teraz widać na wiosnę). I popatrzcie, jak skończyła: na moich dekupażowych kolczykach. Uwierzcie, ktoś, kto wypromował balerinki oraz (nie daj B jako zestaw) getry (nie daj B sięgające za kolana i wykończone koronką) ma chyba, z całym szacunkiem, guza na mózgu na obszarze odpowiadającym za poczucie estetyki. Nie mówię, że Blondie ma się męczyć w obcasach wysokości wielbionej i praktykowanej przeze mnie, ale przecież każdy wie, że dla kolan najzdrowsze są buty na stabilnej podeszwie (balerinka przenosi cały beton na stawy), a dla kręgosłupa (zwłaszcza kobiecego – domyślnie – noszącego dzieci), na obcasie 3,5 do 5 cm.
O tym, jak się porusza kobieta na obcasach oraz co o tym myśli druga płeć (druga z lewej, od nas licząc), się nie rozwinę.
Ale wyszła pogadanka staromodnej i zacofanej baby. No cóż. Za moich czasów moda była ładniejsza, po prostu.
Alu, genialna riposta do bieżących trendów;)
OdpowiedzUsuńja nie mam balerinek! nie mam! żeby nie było!
OdpowiedzUsuńNo ja cie nie podejrzewam, to ogólnej natury było...
OdpowiedzUsuń