czwartek, 8 kwietnia 2010

Good Apollo, I'm Burning Star IV, Volume One: From Fear Through The Eyes Of Madness


Bardzo lubię concept albumy. Coheed and Cambria są wyjątkowi, także dlatego, że mają wizję nie tylko na płytę, będącą spójną historią, ale na całą opowieść w tomach kilku. Jak zwykle w punkcie w którym dochodzę do wniosku, że moje życie jest zbyt  - aż do bólu – realne, równowagi szukam poprzez Almodovara albo scifi. Tym razem w fantastycznym muzycznym serialu o Coheedzie, Cambrii i Claudio. I jak z Grzędowiczem: czekam na następny (piąty) tom…

A to było we wspomnianym kiedyś już filmie „9”.
Tak. Wczoraj fear, dziś madness. Z korporacją w tle. Oraz z mocnym postanowieniem pracy nad autouodpornieniem, czyli skórą grubą. Nie tylko w sprawach korporacji. Te oczy szaleństwa to dziś także Szacowna Instytucja, rozkładająca mnie na łopatki. Bo się pofatygowałam. I się dowiedziałam, że jeśli w przepisach obowiązujących (nie w teorii prawa, nie w projekcie, tylko w czymś OBOWIĄZUJĄCYM) jest napisane „miesiąc”, to wcale nie znaczy, jak myślałam do dziś, trzydzieści dni (plus minus jeden w porywach przestępnych dwa), tylko… „to jest miesiąc TEORETYCZNY”. Chyba sobie to wypiszę na lustrze, nad postanowieniami noworocznymi. W ramach samouleczania z idealizmu. Nie udało mi się zdobyć tajnej informacji, ile w praktyce miesiąc teoretyczny trwa, ale potem się okazało, że „bez zbędnej zwłoki” w Instytucji trwa „rok, dwa, trzy”. A w przepisach, którym Szacowna podlega, trwa „pół roku, nie dłużej niż rok”. Poszukuję stanika z dobrym rusztowaniem. Bo mi ostatecznie opadły.
I stoję przed koniecznością weryfikacji haseł, którymi się podpierałam. Tego przerobionego z Konfucjusza, że jak się ma pracę, którą się kocha, to się ma zawsze wakacje – bo zakładałam, że miłość jest wzajemna. A praca ostatnio jakby zapomniała mnie kochać… I tego, że fakty kłamią, a opowieści są prawdziwe – bo okazuje się, że dla różnych organów obracających faktami i słuchających opowieści, prawda jest względna i elastyczna. I ulotna. A przecież to fakty nie są tak solidne, a wartości nie są ulotne… No i gdzie jak gdzie ale w Szacownej to naprawdę prawda powinna być prawdziwa…
Moduł mózgowy naiwna panienka z pensji 9.4 jest niezniszczalny. Choć raz coś mogłoby być made in China, wtedy byłaby nadzieja na rychły demontaż. Ale nie, tu jak na złość mamy made in Silesia. Ech…..   

3 komentarze:

  1. ponieważ nie mam słów pocieszenia na realność życia, to tylko zapytam, czy to masz ode mnie C&C? też ostatnio znalazłam tą płytkę przy ...Trail of dead, a nie bardzo pamiętam, jakim sposobem się znalazła w zbiorach, czy może ją dostałam od Trójki?
    hm.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale biurko Ci oddali w końcu?

    OdpowiedzUsuń
  3. E tam, biurko... Kto by się takimi drobiazgami... Niby oddali, ale nie będę się przyzwyczajać :-) bo, w sumie, niemanie biurka ma dużo zalet :-)

    Blądi, tak, tak, zapomniałam nadmienić, że wiekopomnym odkrywcą Coheeda jesteś TY. Bo na Twojej półce znalazłam jedna płytę i od niej począwszy w całości przypadło mnie do ucha. Skąd masz, nie wiem.

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.

Bygones