and fragile.
Pre-tekst (znaczy przed tekstem coś). Do Blondie. Zanim powiesz, że Damien zalatuje Januszem Radkiem, albo, enrahah, Bluntem J., zauważ, że jednak nie. Radio mnie dziś odpomniało Closer, nie żebym miała zaraz znów oglądać, ale Damien jest OK, i jak wspomniano, ma coś z klimatu Tracy Ch. Słucham, słucham… Ma.
Tekst (znaczy co mi leży dziś na wątpiach). Wróć: Delicate and fragile. Jestem. Jak każdy chyba alkoholik, narkoman, radioman czy inny uzależniony. Zwłaszcza w czasie odwyku nagłego i przymusowego. Generalnie pobieram lekcję od życia. Nie udało się zwagarować. Niektóre rzeczy nudne, dawno znane, ale udaję, że słucham badawczo, jeszcze się to życie obrazi czy coś. Na przykład się dowiaduję, że mityngi anonimowych netoholików to nie dla mnie. Ja się nie chcę odzwyczaić. Dokonałam zatem napaści czynnej z wykorzystaniem swej władzy absolutnie nieoświeconej i zaanektowałam komputer którego na mocy lizingu używa Latorośl. Dla zachowania pozorów oraz uprawomocnienia się aneksji powołuję się na jego domniemane zmęczenie oraz godzinę policyjną. Wystarczająco długo zawyżałam średnią czytelnictwa (znaczy, zawyżałam powyżej zwykłej średniej dziennego zawyżania średniej czytelnictwa…). Ba! Doprowadziłam nawet do stanu, kiedy to wyłączając budzik w środku niedzielnej nocy (jakiś chochlik nie przestawił na tryb weekendowy) nie zrzuciłam sobie na głowę trzech kilkusetstronicowych tomów oraz dwóch nieaktualnych miesięczników.
Bibliotekarz Puciek porządkował swoją bibliotekę.
- Co robisz? – spytała Bromba.
- Porządkuję książki – odpowiedział Puciek.
- Przeczytane? – zapytała Bromba.
- Przeczytane – odpowiedział Puciek.
- A zatem porządkujesz samego siebie – zauważyła Bromba.
Puciek zgodził się, że można to i tak określić.
(Bromba i filozofia. Tom nadal w podręcznej czytelni przechodniej, znaczy, na stojaku w Wiśniowym WC)
Entuzjazmu jednak wystarczyło mi do czasu, kiedy w ramach porządków stanęłam przed dylematem, czy CSL przeczytany ostatnio ma trafić między inne tomy swego autorstwa, czy może między fantastykę, czy filozofię, a może religię, a nuż jednak między czytadła niezrzeszone? Trafił metodą wulgarną i pospolitą tam, gdzie wystarczyło go wcisnąć jednym kolanem, a nie dwoma. Ale półka budzikowa przestała być dziwnie wygięta na skutek mocno oddziałującej właśnie na nią grawitacji.
***
Z kolejnej lekcji dowiaduję się, że bez wspomagania serwisu internetowego potrafię zrobić tort. Ba! Nawet roszczę sobie pewne prawa autorskie do przepisu. Ćwierczakiewiczowa rozpoczynała „każ służbie umyć ręce i weź kopę jaj”. U mnie jest „umyj ręce, otwórz zamrażarkę i bądź kreatywna”.
I oto efekt. Różyczki prawdziwe, przy niewielkiej pomocy doktora Etkera (imienia nie wyjawił, pomoc dyskretna była).
Bo Królewna miała urodziny. Na które oprócz wymarzonej dżudogi, zestawu 1763 kolczyków, maszyny do szycia na baterie, perfum, różowych tenisowek, gry o Barbie jeżdżącej konno i książki dostała tiszerek od matki chrzestnej, drogą pocztową.
- Co to jest karata mamo?
- Takie coś jak dżudo, co ciocia Blondie ćwiczyła.
- Aha. No bo wy też macie brata, nie?
Też. Ale ja złamałam mu nos metodą domową, bez treningu. Talent wrodzony, ot co.
***
Na pewnym portalu, jak donosi radio, powstała grupa „Jeśli mnie nie widzisz w sieci 48 h zawiadom policję”. Nie zawiadamiajcie. Jeszcze żywam. I się uczę analogowo. Na przykład jeszcze się uczę podchodzić nowatorsko do swych snutych kilka miesięcy planów. Bo mnie gadające i piszczące auto mówi, że albo pojadę na majówkę, albo nie. Się ono zastanowi. I się ja dowiem w czwartek, a może w piątek. No to pojadę albo nie pojadę. Lekcja haiku i zen. Jak w ogrodzie z Blondiowych studiów. Ład i harmonia. Ale tak naprawdę to ten spokój wynika ze zmęczenia własną frustracją na bunt maszyn. Jak z F. Herberta, serio. Ale zbyt słabam na krucjatę przeciw nim. Dżihad butleriański jakiś czy coś tam, to nie moim stylu.
***
- Mamo, kup mi motol.
- Junior, rozmawialiśmy o tym.
- Taaak, najpielw kupis sobie…
A od przyszłego roku za jedyne 85 tys dolarów można nabyć motor, który lata. Dwuosobowy. Radio doniosło. Łaaaał. Ktoś gdzieś o mnie myśli. Miss Samochodzik będę (ok., z miss przeholowałam…)!!! A co!!! Jak w harcerstwie!
Tylko że jest malutki kłopocik. Mianowicie, SPONSOR pilnie poszukiwany. Bo motory potrzebne są trzy. Jeden dla Wiśni i Łosiastej (uwaga, denuncjuję przyjaciółkę: ona też ma ciągotki motocyklowe, oraz – o czym się przekonałam dziś, sromotnie z Nią przegrywając – do gier zręcznościowych dla kilkulatków), drugi dla Królewny i Latorośli, a trzeci dla Juniora. No i dla sponsora, a niech ma coś z życia, nie?
Nie pijąc dziś kawy z Ł. (wcale!) nie znalazłyśmy odpowiedzi na pytanie, dlaczego bezdomni zawsze są ubrani w długie rękawy, kurtki oraz czapki? Zauważyliście? Bo mnie to dziś naprawdę zastanowiło, jako prawdopodobne źródło doznań węchowych, a pogoda była znacznie krótkorękawkowa. Może im zimno z niedożywienia? Może z braku miejsca do przechowania dobytku? Jak myślicie?
Jakbyście mieli sponsora pod ręką, wiecie, gdzie mnie szukać, nawet jak mnie w sieci nie ma przez czteryosiem.
A ja w oczekiwaniu posłucham sobie muzyki. Nadal faza na fado i pokrewne.
ej, z tych wszystkich lirycznych chłopców to Rice jest chyba najfajniejszy! a nawet jak nie, to "blower's daughter" jest bez wątpienia jednym z songów z piedestału nie do strącenia. szczególnie pointa jest prześwietna, jedna z moich zdecydowanie ulubionych, trochę takie realistyczno-pocieszające/przygnębiające motto: till i find somebody new.
OdpowiedzUsuńaha, i jeszcze chciałam powiedzieć, że mi też Radio odpomniało, w autobusie, w słuchawkach, w przerwie m.zajęciami.mrrr...:)
OdpowiedzUsuń