Ma 40 – 50 metrów . Wygląda jak zaułek z filmów amerykańskich, tylko bardziej beznadziejny i brudny. Okna zakratowane, jedyny w miarę odnowiony budynek to bok salonu meblowego na rogu. Po zmroku w życiu byście tam nie poszli. Mnie nie chciało się nawet w dzień sprawdzać, czym tam śmierdzi. Przez parę wieków była tam karczma „Pod Wielorybem”, a ulica nazywała się Wallfisch Gasse (potem Rybia), co nie zalatuje fiołkami…. Tak, wracam do soboty, ale w kontekście rocznicy. Co z tego, że na rogu siedzi odpowiedni krasnal – bardzik? I tak mi wstyd, że moje miasto nazwało Jego imieniem tylko nędzny zaułek. On pewnie by się z tego śmiał. Ale mnie jest wstyd.
Albo brzmi to tak:
Jedną z rzeczy w moim życiu niemożliwych jest wybranie najważniejszych dla mnie Jego dzieł. Z próby wybrania 10 wyłania się tyle wspomnień, skojarzeń, tęsknot… że z 10 robi się 110. I kończę wśród starych zdjęć (Pępkowaty, Łosiasta, ja… kilka innych wspominanych tu osób, kilka zamkniętych już rozdziałów…) i kaset.
I to świadczy tylko o jednym – o Jego geniuszu.
I jeden z moich ulubionych "coverów"
Nie lubię Grabaża (co to za wokal?!), ale to wykonanie - chapeau bas!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz