piątek, 12 marca 2010

Beats of freedom


Będę się złościć. I zrobię sobie McDreamy.
Ale po kolei.

Film spowodował, że wynegocjowałam z Latoroślą wypożyczenie jego radia, jako jedynego sprzętu w domu posiadającego casette player, bo moje wspomnienia są na kasetach. Dowiedziałam się z filmu, że Jagger był młody kiedyś. Jedną z głównych ról, o ile w dokumencie są role (Mały Misiu – kto tu jest od filmów?) gra wiadoma stacja radiowa.
I Artyści. Moi Wielcy. Pojawia się też kilku artystów. Ale Artysta mówi najskładniej. Przypominają mi się dyskusje po lekcjach, koło muru między przedszkolem, boiskiem i sądem, gdzie powstawały obozy Maanam kontra Republika, Lipiński kontra Brylewski (który przystojniejszy). Ja i tak się podkochiwałam w Stopie i trochę w Kukizie. Zauważyliście, że perkusiści są najfajniejsi?
Pozostał mi niedosyt. Nie muzyki, bo tę mam w sercu, i na półkach (BTW, jakby kto Mikołaja spotkał, to OSTem się na ochotnika zaopiekuję, dziś też miał premierę, 2CD). Może jest to trochę niedosyt analizy socjologicznej, trochę tęsknota, trochę radość że dane mi było w tym, choć częściowo, uczestniczyć. Urodziłam się na tyle późno, żeby nie pamiętać Niemena z gładką  grzywką, ale na tyle wcześnie, by załapać się jeszcze na prawdziwy Jarocin i Pomarańczową. A może niedosyt wynika z tego, że poszłam na film bez koniecznego – teraz tak myślę - założenia, że to dokument adresowany do ludzi z drugiej strony kurtyny, tych, co mieli Johna Peela w BBC, tych, którzy nie byli zmuszeni do pisania rockowej poezji, bo mogli śpiewać, co chcieli. Z tym założeniem do filmu nie mam zastrzeżeń. Ale niedosyt pozostaje. I wspomnienia, takie bardzo ostre. Może dlatego, że wtedy, trzydzieści lat temu, i przez całe lata 80te, mimo szczenięcości, miałam świadomość ważności tego, co wokół się dzieje. Jako dziecko może rejestrowałam rzeczywistość widzianą, słyszaną i wiszącą w powietrzu jeszcze bardziej, niż dorośli; może w pamięć dziecka bardziej wgryzają się różne wiekopomne i historyczne elementy?

Zrobię sobie McDreamy (Blondie porzuciła ingrediencje w mojej lodówce. Podejrzewam, że jutro mogłyby się jej też przydać. W sprawie music when the lights go out. Misiu, masz wsparcie. Ale teraz jesteś razem z Brackim na koncercie Lao. Nie zazdroszczę, tak tylko sobie…).
Wiem, że drink nie pomoże, bo nie. Ale dzisiejszy dzień mnie przytłoczył. Była niemal równowaga, z jednej strony wybryki korpo, z drugiej dobra rozmowa telefoniczna, z jednej biznesowe męczące pitu-pitu, z drugiej rozmowa z osobą która mimo korporacyjności nadaje na zbliżonej częstotliwości i właśnie odzyskuje pracę. I jeszcze film, przechylający szalę dnia stanowczo na plus. Do czasu.
Wychodząc z kina przekonałam się boleśnie, że nie zasługuję na głupie, neutralne „cześć”. Po piętnastu latach, nazwijmy to, znajomości. W wielkim mieście niełatwo przypadkiem spotkać kogoś, kto od z góra roku chadza kompletnie innymi drogami. A jeśli się na niego wpadnie, wypada chyba powiedzieć „cześć”. Albo coś mi się pokręciło. Chyba to drugie, bo z czego może wynikać to, że na uśmiechnięte, choć zaskoczone nieco „cześć” zostałam obrzucona pogardliwym spojrzeniem i ominięta tak, jak omija się słupek reklamowy, zawalidrogę. Bo w miejscu publicznym, gdy dzieci nie widzą, można mnie "nie poznać"? Nie przefarbowałam włosów na zielono od środy. Można tak o, zignorować? Zasłużyłam na niebycie? Może to moja nadwrażliwość, może schizo, może chwiejność nastroju, może hormony, ale poczułam się upokorzona. Aż za dobrze znam to uczucie, żeby się pomylić: tak, to było upokarzające. 
Złości mnie moja reakcja. Że po mnie nie spłynęło. Jak ja przetrwam, jeśli mnie takie drobiazgi dotkają do żywego?   

Zrobię sobie drinka, z pełną świadomością, jakie to jest żałosne. Jak mogę tak się dawać ranić kompletnymi pierdołami. Tak, ktoś mi mówił, że jest możliwe funkcjonowanie w neutralnej relacji. Tak, Meg i Jack stworzyli arcydzieła. Ale dla mnie to teoria. Im bardziej w nią zaczynam wierzyć, że się sprawdzi w mojej praktyce, tym bardziej potem zdarzają się takie iwenty jak dziś, na które nie potrafię się skutecznie zaszczepić. Ale tym bardziej wierzę, że moje życie poszło w dobrym kierunku, że zakręt był conditio sine qua non mojej egzystencji.
  
Idę dać nura w archaiczne kasety. I zapalić kadzidełko.     

Niech mnie ktoś przytuli….

2 komentarze:

  1. hug chichrany był, to teraz hug pisany. hug. oraz phi! w wiadomej sprawie. bo właśnie nie wiem, jak Ty przetrwasz. gruba skóra, moja droga. łatwo powiedzieć, a sama nie wiem, jak można się zaszczepić na przeszłość. łot tu sej. wsparcie the same to you.
    i nie lao, nie lao, myslo! lao za tydzień. gadanie 2/week nie służy:p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale gruba skóra jest mało sexy.
    Nie służy. Ale to nie ja mieszałam McDreamy z winem oraz, nomen omen, wiśnióweczką. Nie wypominam.

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.

Bygones