wtorek, 2 marca 2010

Światło



Jechałam dziś tą samą drogą, co kiedyś przez zdjęcie Obrazotwórczego. Ale jechałam, mrużąc oczy pod słońce.
I tak sobie myślę, że gdyby wyrwać człowieka z kontekstu bieżącego czasu i postawić nagle w innym, to po samym świetle można rozpoznać porę roku. Zapewne ma to związek z wilgotnością i temperaturą powietrza, kątem nachylenia Ziemi (ten się podobno zmienił, bo oś się przesunęła o 8 cm po trzęsieniu w Chile), pochłanianiem fal przez otoczenie, odbijaniem światła od podłoża i chmur, dostrzegalną różnicą długości cienia itd. itd. Ale na tym się nie znam. Wiem natomiast, Misiu, tak, że nie ma to związku z moimi okularami (myte) czy stanem samochodowej szyby. Zachwyca mnie to światło. Miesiąc temu, głęboką zimą, było jakby rozbite, poszatkowane, unoszące się w zamkniętych kuleczkach marznącej mgły. Było gęste, maziowate, kleiste i zgaszone. Przyklejało się, ale nie oświetlało. Dziś, zwłaszcza w miejscu, gdzie Śląsk Górny przechodzi w Dolny, nad równiną, było płaskie, wolne, ale spokojne, nie migotliwe, samo w sobie miękkie, ale jednak wyostrzające krawędzie, wyraźnie oddzielające od siebie przedmioty. Nie było to światło majowe, ani wrześniowe. Na pierwsze otwarcie oczu – marzec.  Tak jakoś jest, że najpierw widać światło, a dopiero potem jest analiza, że ozimina, że szara zieleń starej trawy, że bezlistne drzewa. Nie wiem, jak to jest tak do końca, i jak to opisać, nie mając całego fizyczno-optycznego instrumentarium językowego, ale wiem, że lubię te zmiany światła. Kiedy oczy mrużyłam pod słońce jadąc w drugą stronę, światło było wyczesane w pasma, spadające z lewej, od gór. Ale dalej było marcowe. I najpierw układało się płasko, idealnie zrównoważone między ziemią a chmurami, a potem, kiedy nagła, szybka mżawka poszła sobie, zrobiło się naprawdę magicznie. 
Tak bardzo magicznie, że skończyło się pogawędką z policją. Chyba panom się nudziło, bo pogadali i nawet nie obdarowali punktami. Co naiwnie uznaję za komplement. Że niby tak się ze mną fajnie gada. BTW, sprawdźcie, czy macie papiery w porządku, OC i te inne. Na wszelki.
Kiedy mijałam Górę, tę co dla Śląska ważna jest, zamarzyło mi się fruwanie. Ale nie samolot, tylko bez – lotnia może? A przynajmniej, ostatecznie, wolność motocykla.
Więc wiem, że idzie wiosna.

Że byłam dziś w okolicy Trójkąta Trzech Cesarzy oraz nad Przemszą i po obu stronach Brynicy, aż mnie kusi jakiś niepoprawny politycznie chochlik separatystyczny, żeby napisać, że na Śląsku światło jest fajniejsze niż w Zagłębiu. Ale się chochlikowi nie dam.  

***
Wracałam i słuchałam rzecz jasna radia dwadwasiedemtrojek.
I tak myślę sobie, a co Strasburg znów się czepia. Czy Polacy naprawdę nie mogą pisać testamentów? A polscy homo, przepraszam, hetero inaczej, zwłaszcza? To się musi awantura międzynarodowa zrobić? Bo im się nie chce korzystać z prawa dla wszystkich, muszą się wygłupiać i ukazywać ignorancję? Kto zabrania pisania testamentów, wspólnych kont w banku, informacji medycznych – wystarczy wszak upoważnić? Pewnie znów Misiu Mały powie, że jest newsowo nieczynny, a Cherry się wnerwia idealistycznie.
I słuchałam sobie żony himalaisty, nie żeby akurat to były moje ulubione góry, ale jednak, tak oddać ukochanego górom zupełnie, że nawet pogrzebu się nie da zrobić, bo góry ciała nie oddały? To musi boleć, takie zostanie bez, bez kontekstu drugiej osoby, tym bardziej, kiedy się kocha i podziela pasję. Bo bycie bez boli. Nawet – a może tym bardziej – kiedy zostaje światło, i zdjęcia. Jak te – polecam całą galerię, będzie uzupełniana przez wdowę. 
I słuchałam jeszcze dziewczyny, która na Antylach jest. A na Karaiby popłynęła jachtostopem. Kuuul. Jak się ma pomysł, świat sprzyja. Marzenia się spełniają, tylko trzeba zacząć je realizować. Tak, też tak myślę, nawet jeśli przez go ahead robię z siebie konkursową idiotkę. Nawet jeśli moje marzenia są nijakie, zwykłe i przyziemne. A tych, które nie są, nie mam odwagi wprowadzić w etap realizacji. 
Jachtostop, no odlot. 

***
LaoChe – muzycznie się oswajam, literacko się zachwycam. Dlaczego tak jest, że jak wiersz jest najpierw napisany i wydrukowany, to jest literatura, a jak Spięty śpiewa to co pisze, to jest tylko tekściarzem zespołu? Mówię wam, on wielki jest. Jego geniusz językowy, czucie słów, nagnanie i dopasowywanie są nie do przecenienia. Jeszcze się nasze wnuki uczyć o nim będą. Jak o Leśmianie czy innym Bellonie. I, co Misiu Mały już napomknął, każde słowo ma u niego własne miejsce, nawet jak jest to wyraz powszechnie uznany za obelżywy, to nie można się skrzywić, gdyż jest to zawsze wyraz jedynie adekwatny i innego być nie może. Ołowiano-… nastroje. Na przykład. I dinozaury, co żarły. I je pokarało.
Miłego zapoznawania się, kto może.  

*** 
Wagle maglują, ja idę prasować. 


***
23.58 dopisek
Zamiast prasowania była gra w Runebound oraz nadrabianie zaległości filmowych z racji Blądi przyjazdu, w postaci Rewersu. Muzyka jak z bajki, jak z najlepszych czasów, co to ja ich nie pamiętam. Miód. O filmie dużo wokoło, więc ja tylko jedno, bo mnie politpoprawność zżera. Niech mi ktoś na babską logikę i rozum blondynki mentalnej wytłumaczy, dlaczego Marek przywiózł Jasona, a nie na przykład Jenny?! No bo ja nie kumam. Co do reszty fabuły nie zgłaszam uwag ni zastrzeżeń, aczkolwiek mnie ciekawi, czym on, trup znaczy, struty był?.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.

Bygones