Lazy, co prawda nie Sunday, i bez TV, i nie w 1970 (to było - OMG - 4 dekady temu, ale sie wcale nie zestarzało!), ale klasyczny, leniwy, piżamaday. Wstałam o 12.40. Musiałam odespać kino i nocne siostrowe rozterki w stylu samby przed rozstaniem. Czy może nie samby, ale podrygów w RYTM starego, poczciwego r'n'r.
Blondie mi pisze, że łyknęła persen. Ja też się denerwuję. W towarzystwie McDreamy, ostatniego, bo Królewna zjadła resztę ogórka, a w piżamie do sklepu nie pójdę.
Generalnie wszystkie dzisiejsze kawałki dedykuję mojej siostrze, na pociechę, tylko uprzejmie proszę bez dosłowności, skojarzenia luźne.
Mamy tu bajkę
I balladę (choć to nie Misiu się utożsamiał z Yen…)
I takie tam. Siostry Wrońskie bo je lubię
Brell bo nowe tłumaczenie i wykonanie absurdalnie almodovarowskie
z tej samej płyty co to – pamiętasz, nie?.
***
- Junior, dlaczego założyłeś kamizelkę na gołe ciało i na lewą stronę?
- Bo na lewej stlonie ma metkę i ona mnie dlapie w łokieć a ja lubie łaskotki.
***
W ramach lazy ironing, a propos TV, zapoznałam się z Rodzinnym show (w sieciuni itd.). Zakościelny niemal zapunktował, teatr bardzo ciekawy, rzeczywiście, Scarborough powalające w kontekście. Ale konkluzje bardzo smutne. Dziękuję Okruszynie za zarekomendowanie.
dziękuję, kojarząc wszystko już cokolwiek luźno. ale dziękuję:)
OdpowiedzUsuń