Gdybym miała pisać, napisałabym coś o libertariańskiej (nie mylić z, apage, libertyńską lub, apage, liberalną) filozofii systemu podatkowego.
Nieczynne,
rozliczam pita. I się załamuję. Matematyka jedno, podatki drugie. Brak na ratę kredytu – trzecie. Odechciewa mi się powoli. Rąbnę tym wszystkim, wezmę namiot i wyprowadzę się na łąkę. I będę żyć muzyką i literaturą. W kontakcie z naturą, jedząc korzonki i pijąc wodę z potoku. Namiary na czyste potoki mile widziane.
A potem idę tańczyć (miało być nieczynne, ale będzie dygresja). Bo - Jack White, ale odpuszczę peany na jego cześć. Blondie podrzuciła kawałek o dwu oficjalnych video. Jedno z nich – w poczcie otrzymanej. Eksperyment kolejny muzyczny White’a przesłuchuję z lekkim dystansem, ale ta tancerka!!! Tego nie widać, ale wierzcie na słowo, to, co ona ze swoimi biodrami, znaczy miednicą, oraz z biustem, znaczy klatką piersiową wyprawia, to minimum dwa lata treningów. Wiem, bo tyle mi to zajęło. I jest to wyczerpujące, i pot cieknie po plecach, ale jaki efekt. Więc idę trenować. I pożyczam z klipu choreografię. Koniec dygresji.
A potem idę do kina (dostałam bilety od korpo), w którym na filmie z ograniczeniem wieku nie byłam od 10 miesięcy (nie liczę StoneCherrowych oczywistości znaczy nowego filmu Almodovara nakręconego przez Almodovara oraz filmu Almodovara nakręconego omyłkowo przez Allena). Na filmie nieanimowanym niesama nie byłam od czasu, gdy B. porzuciła korporację, a M. zakochała się z wzajemnością. Na filmie z Łosiastą nie byłam od czasu Buena Vista Social Club. A ona dziś umiera z bólu. Okruszyna nie odbiera. Znów będę sama. Nudne takie samotne kino.
Więc NIECZYNNE.
Ale czekam na recenzję:)
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście. Jestem zaniemówiona nieco, więc w odcinkach. Za chwil parę - pierwszy.
OdpowiedzUsuń