Brechta lubię. To wykonanie mnie drażni, ale moje ukochane mam tylko na kasecie, takiej wiecie, do magnetofonu. Z tego się chyba nie da zrobić mp3...
A wklejam, bo moje radio dawało mi dziś niesamowitą inspirację do rozmyślań. Na przykład na temat in vitro, choć może nie do końca, bo zdanie mam jasne, ale do rozważań o meandrach logiki(?) politycznej i elastyczności w pojmowaniu sformułowania "bioetyka" (z naciskiem na drugie słowo składowe...) oraz do refleksji o Heimatcie - padła teza że wykorzenienie jest w świecie globalizacji stanem koniecznym. Temat rozwinę w stanie większej przytomności umysłu, bo byłam dziś daaaleko (dużo czasu na słuchanie) i wróciłam wy-koń-czo-na, po czym poszłam na belly, z którego już nie wróciłam, tylko przypełzłam.
Ach, i via radio red. Jaślar (ten od Grupy MoCarta) próbował mnie przekonać że Ludwiga van da się słuchać na wiosnę. Sceptycznam. Sprawdzę, doniosę o wyniku eksperymentu. Ale już wiem, czemu van a nie von.
***
W czasie do i z daaaleko zaliczyłam na konto wiosny jednego bociana, wielu rowerzystów, rolkarzy (rolkowców?), oraz tabuny motorów. Stada. Chrzestny mego najstarszego dziecięcia sprzedał mi kiedyś (kiedy nie był chrzestnym ani nawet ojcem) taką teorię, ze człowiek miejski zaczyna traktować innych ludzi jak drzewa, jak elementy przyrody, budynki jak krajobraz - skały (jak nasze osiedlowe pustułki, które w blokowisku widzą góry, a mój sąsiad dostarcza temu ptactwu surowe mięso), pagórki itp - bo taka jest biologicznopsychiczna konstrukcja człowieka, do życia w dzikiej przyrodzie. Nie pamiętam zresztą tej tezy dokładnie, ale sobie myślę, że wyciąganie przez właścicieli (ach, zazdroszczę im!) na światło dzienne motorów jest dla współczesnej wiosny tym samym co dla wiosny jaskiniowców czy Sarmatów wychodzenie niedźwiedzi z gawr - wielkie, silne, piękne. I ryczą.
***
A w celu żeby nikt nie poczuł że nie wie o czym my tu z Blogerką O., przytaczam africanfolk w jednym cytacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz