Festiwal wysokich temperatur kończymy zziębnięci do szpiku, ale z odlewem żeliwnym płaskorzeźby czarnego tulipana. Że czekaliśmy 3 godziny, a pan w końcu odlew złamał, wrzucamy w koszty operacyjne tworzenia sztuki, razem z całym smrodem, brudem i iskrami buchającymi z pieca. Ale za to spotkaliśmy Okruszynę i nawet przelotnie Opaloną z kiełbaskami z grilla pod pachą, szukającą Arturo, postulat relacji interpersonalnych w rzeczywistości rzeczywistej zamiast wirtualnej udaje się więc losowi spełnić – przynajmniej na sobotę.
Wieczór spędzamy, pijąc fervex, bo jak donosi Okruszyna, tu i ówdzie widziano gorączkę z katarem. Lenimy się w ciepłych skarpetach, wpatrzeni w dziełko sztuki, praca zbiorowa, zaś w soundtracku praca zbiorowa Ramzy’ego, jako namiastka towaru niedostępnego.
I jak poniedziałek po fervexie?
OdpowiedzUsuń