Jestem zakupowcem leniwym. Nie lubię chodzić, szukać, przymierzać, oglądać. Dlatego kilka sklepów internetowych ma we mnie wiernego klienta. Zwłaszcza te sklepy, w których kupuje się duuuużo taniej niż w naziemnych, ale odebrać zakupy można samemu, w kiosku za rogiem, bez czekania na pocztę. Jeden z tych sklepów po dwu tygodniach mojego oczekiwania, po przegłodzeniu moich uszu i wyobraźni, donosi, że sorry, ale towar niedostępny. Dobija mnie to, niemal tak samo jak melancholia za oknem, co prawda dziś nieco już przetarta światłem. Albo wszyscy w tym kraju kochają Hossama Ramzy’ego i jego orientalną interpretację latino, albo sklepowi się nie chce. Popatrzmy na to pod kątem statystyki i rachunku prawdopodobieństwa. Wrrrr. Nieco rehabilituje sklep nowa The Dead Weather, której odbiór poprawia nastrój, i nawet słońce jakby nastawia ucha. Lubię otwierać płytę i wiedzieć, czego się spodziewać. Nie że Jack White robi w kółko to samo, ale że nie obniża lotów. Blondie, masz ochotę? Prasujemy?
Jak zwykle po wyjazdach nieco zwiększa się ruch na portalu. Odpowiadam więc uprzejmie na zaproszenia korporacyjne z poczuciem, że zaciskam sobie pętlę na szyję, bo życie towarzyskie zamiast się urealniać, coraz głębiej zapuszcza korzenie w sieć. W ramach masochistycznego dokarmiania nastroju pt. ay, ay, nikt mnie nie lubi wałęsam się po rzeczonym portalu, uruchamiając aplikacje najdurniejsze z durnych, typu „who loves you today”, „best friend forever”, do reszty się nie przyznam, bo wzbudzam własną litość (i trwogę).
Spotykam natomiast przypadkiem całkowitym w tym zakamarku sieci chłopczyka o imieniu jak Bracki, z którym naście lat temu siedziałam w (jakby inaczej) ostatniej ławce. Dobrze nam się siedziało, i dobrze gadało. Tak dobrze, że żadne z nas nie może sobie przypomnieć, czy to była kryminalistyka czy podatki. Na medycynie nie gadaliśmy, bo oboje usiłowaliśmy zachować twarz w kolorze niezielonym. Ach, szkoła…jak dobrze, że już z niej wyrośliśmy, i być może jednak dobrze, że są portale. W pewnych kręgach jest tu bezpieczniej niż w realu, wspomnienia kontrolowane, dozowane i selekcjonowane pozwalają uniknąć krępującej ciszy, a jednocześnie dają radość i miłą świadomość, że życie jest dobre dla znajomych. Teraźniejszość natomiast mogłaby bardziej się wysilić w rzeczywistości rzeczywistej.
dżizas Wiśnia! jak mi tego nie przegrasz, to się obrażę. zdecydowanie bardziej prasujemy przy tym, niż przy SDM czy AMJ z poprzedniej strony;)
OdpowiedzUsuńMasz waćpanna jakieś ale do Leśmiana?!
OdpowiedzUsuńA C&C zamknęli cykl, piąty tom "Year of the black rainbow" (patrz wpis 8 kwie) juz się ukazał, ale ja na razie nie miałam czasu i nastroju na wsłuchanie się w libretto ;-)