poniedziałek, 15 lutego 2010

A different kind of reality


Życie poniedziałkowe rzuciło mnie dziś w sumie o 400 km, licząc w obie strony. Czyli dużo czasu na słuchanie radia oraz płyt. Oraz na myśli własne. Niewesołe. Bo jak ma być inaczej, kiedy NATO czy ONZ czy inne jakieś takie tfu, zgiń przepadnij, skompromitowane towarzystwo,  przez pomyłkę znowu bombarduje dom. W sumie, nie ma sprawy, przecież przeprosili. Ciekawe, co byłoby, gdyby to rodacy zastrzelonych 12 Allahowi ducha winnych ludzi, zbombardowali przez pomyłkę cokolwiek w kraju strzelających. Uuuu, strach pomyśleć. Ale przecież wojna ta jest wojną z terrorem, o ideały, równość, braterstwo, wolność, demokrację i, za przeproszeniem, prawa człowieka, srutututu. Nie żeby o jakieś złoża czegoś tam i w celu politycznym, nie. To tylko insynuacje sfrustrowanych internautów. Wrr. Do tego internauci mają czelność mieć swoje własne zdanie (choć, przyznajmy to, nieco ambiwalentne), na temat rzekomego konfliktu zasady paternalizmu z rzekomym (a jakże) uniwersalizmem idei. W tym konkretnym wypadku idee, którymi strzelający sobie buźki wycierają, nie są dla mnie uniwersalne, o nie. A nawet jeśli są, to wykorzystane w tak paskudnie partykularnym celu, że sooorrry. A paternalizm jako taki mnie boli zawsze (dlatego Łosiasta pilnuje, żebym za dużo o szkole z jej dziećmi nie rozmawiała, bo sieję anarchię. Na szczęście ciotka „co tam w szkole” to nie ja).   
A w przemówieniach tych, co rozpętali tę wojnę, oraz ich następców, a także popleczników, takie świetlane obrazy, jak z ulotki pewnego ugrupowania religijnego, co to dziecko z lwem i jagnięciem. Oczywiście pomysłodawca machania szabelką oraz rakietami pod flagą udał się na odpoczynek, bo mu się kadencja skończyła. A że ludzie giną i kraj marnieje, no to przepraszamy. 
Marzy mi się a different kind of reality, znaczy, żeby tak nie było. Niekoniecznie żeby było tak słodko-kiczowato jak w tych wizjach oratorów czy w tej piosence porannej co mnie dziś się przyczepiła z radia (a mógł przecież Peter Gabriel premierowy - nie wiem jak zrobić, żeby grało The Book of Love, a na YT nie ma jeszcze akurat tej wersji – co obala teorię Misia Małego, że w sieciuni jest wszystko. Może jest, ale nie w dniu premiery. BTW. Okładka. Hmm.) Coś mi dziś dygresje w ilości ponadnormatywnej wychodzą. Wracając: marzy mi się, żeby było globalnie i lokalnie normalniej, niż jest.
Wiadome radio zarabia na moje słuchanie reklamą plastra na niepalenie. Jakby ktoś wymyślił plaster na niemarzenie, to bym była kupowaczem. Sezonowym co najmniej.

3 komentarze:

  1. No, tez słyszałam dziś Petera Gabriela. A jutro ładna się zapowiada piosenka dnia, zapowiadali w sobotę. Z takim wersetem, "I'll drive you in the back seat of my... bike". Jakbyś szła na antyamerykańską manifę, to idę z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.youtube.com/watch?v=6nZGv8VTBVE a to jest jakieś inne? muszę powiedzieć, że pociągła mnie za mój sentymentalny skrawek ta piosenka. szczególnie to, że książka rzeczona jest długa i NUDNA. łał. ich liebe. co do Twoich politycznych nerwów moja droga, jestem człowiekiem ostatnio bezniusowym, bo że niby nie mam czasu. to nawet nie wiem co się stało, poza tym, że i tak to, co się stało, nie jest niczym nowym. właściwie bez zastrzeżeń, co do wypowiedzi. tylko czemu mówisz "internauci"? ludzie, ludzie to są!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na rower, hm.. troszkę zimno :-)Znając moje szczęście Ali McB wylądowałabym w zaspie z tego siodełka.
    No, dwie osoby to już zgromadzenie publiczne :-) Chichr
    Wczorajsza premiera to nowe aranżacje z wieloma gośćmi, Misiu. Nudna, ale czasem nuda jest ok :-). Zwłaszcza że się karnawał kończy.

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.

Bygones