Królewna said:
- Maaamoooo, a prawda, że osa i pszczoła to są dwie różnice?
***
Przywołałam tu The Racounters, gdyż kawałek ten, oprócz pozytywnego skojarzenia z niejakim White Jackiem, kojarzy mnie się także z pozytywnym, acz wirtualnym, kopaniem mnie w dół pleców przez Blondynkę Studiującą. Informuję jednak, że poza myśleniem muzycznym, wbrew pozorom, posiadam także moduł myślenia werbalno-literackiego, który jakiś czas temu przeżył wstrząs bliski zawieszeniu systemu, po przeczytaniu, że
Opowieści są zawsze prawdziwe. To fakty wprowadzają w błąd
(J. Winterson, "Kamienni bogowie").
Wyskoczyło mi to dziś z szufladki w mózgu, gdyż
A. poranne wiadomości w dwadwasiedemtrójek doniosły, że dwu polityków skazanych zostało. Na skutek czego przeżyłam podwójną satysfakcję, jako że kobietą jestem, ukaranie samca (sorry – ale mężczyzna w tym kontekście, czy nawet pieszczotliwy facet, jest nie na miejscu) za zachowanie poniżej krytyki wywołało stan ukontentowania. O czym już zaczynają się rozpisywać dyżurne femi oraz literatki. Zostawiam zatem modnej, coraz modniejszej Sylwii Ch. jej działkę. Przez Atlas kobiet nie przebrnęłam do końca, mimo iż kieszonkowy, i jak zwykle z fem, nie zgadzam się z S. Ch. w tych samych punktach. Nie namierzyłam jeszcze zdania mojej „ulubionej” Graff(omanki), ale chyba mnie ono nie interesuje tak bardzo. Bez szklanej kuli da się przewidzieć, co tam się pojawi. Druga dawka satysfakcji wynikła z wyuczonego oraz wyfilozofowanego mego zdania na temat demokracji oraz istnienia równych i równiejszych. Otóż, wyrok dzisiejszy mi mówi, że może jest nadzieja dla beznadziejnej polskiej demokracji. I sobie wyobrażam moją ulubioną anorektyczną panią adwokat (adwokatkę, poprawiają mnie Chutnik z Graff) na sali sądowej z Anetą K. Na dokładkę zapoznałam się dziś z bardzo dobrym wywiadem z prof. Śpiewakiem w temacie polityki (niestety, niedostępne w necie, kto chętny, mam skan całości).
B. zamiast odgruzować tradycyjnie otoczenie najbliższe (naiwność moja wrodzona skłania się ku wierze w trąbę powietrzną lub cud w postaci żony a la R 2D2), spędziłam wiele godzin na spisywaniu mojej opowieści. I oto jest, na 4 instytucjonalnych stronach A4 plus załączniki. Brak tylko jednego faktu, którego zdobycie okupione będzie wydeptaniem w śniegu ścieżki godnej zgrabnych sarnich nóżek w drodze do wodopoju. Ale nie o tym. Instytucje kochają fakty, a mimo to jest we mnie silne go ahead, poparte intuicyjnym czuciem i wiarą, że prawda mojej opowieści spowoduje it’s gonna be alright, i czający się z tyłu głowy niewielki, ale zawsze, lęk, staje się jeszcze mniejszy i zupełnie nie jak superman.
***
Więc pełna optymizmu pakuję nowe baletki i zamierzam ostatnią sobotę karnawału spędzić na jedzeniu sernika made by myself oraz na ćwiczeniu omi i kamelka, przy akompaniamencie drum solo.
Myślę że sernik w baletkach bedzie supełnie niekaloryczny;)
OdpowiedzUsuńa ja myślę, że "many shades of black" jest dużo lepsze niż zwykłe "phi", czyż nie? i niezależnie od skojarzeń pozostaje uniwersalne - sama pewnie kiedyś skorzystam do ilustracji:)genialne, genialne, jak to się mówi po francusku? genialne jak sam talent pana whitea, oraz kolegów.
OdpowiedzUsuńOraz Meg White. Czym byłby Jack bez Meg (i Holly G)?!
OdpowiedzUsuńjack zapewne byłby jackiem, ale white stripes nie byłoby white stripsami.
OdpowiedzUsuńA życie nasze mniej byłoby kolorowe, czerwono-biało-czarne :-).
OdpowiedzUsuń