Idzie wiosna. Skąd wiem? Ano, po pierwsze primo sklep firmy K. wyeksponował na honorowym miejscu wystawowym czerwone szpilki (szpilki, a nie coś na obcasie służącym do wbijania gwoździ). Muszą mieć w K. cynk co do wiosny, bo przecież w taką byle jaką pogodę nikt im tych szpilek nie kupi. Pomijam, że postawili je dokładnie na linii mojego wzroku. Złośliwcy. Mogę ich podać za znęcanie psychiczne? Po drugie primo, B. wytargał z garażu motor, co to jest marki takiej, że jakby był samochodem, to obciach się przyznać. Ale pojemność ma toto większą niż auto którym ja jeżdżę. B. też musi mieć cynk, bo nikt normalny nie wyciąga motoru w taką byle jaką pogodę.
Więc ta wiosna idzie, idzie i dojść do mnie nie może. A mnie się chce truskawek. Bo ja dziś doła mam. Tak, mam doła. Bo: życie jest parszywe, praca jest do chrzanu (znaczy płaca), sputniki nisko latają, świat mnie mówi znów „phi”, crashtestu ciąg dalszy, tylko dziś zderzenie pod innym kątem. W sumie mam ciąg zdarzeń, które powinny mocno zweryfikować moją wiarę w to, że warto postępować zgodnie z ideami idealizmu. Bo wychodzi na to, że nie warto, i to boli.
Paul Anka, dwa dni temu fajny, dziś strasznie smęci. A mnie nie chce się wygrzebać z doła i zmienić płyty, puszczam więc z mp3 Cruachan, i mam okropny dysonans, choć stereo. Dzieci nie chcą iść spać, nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha, nie mogę nawet na znak protestu najeść się robaków z ogródka, bo nie mam ogródka. I nie ma robaków, bo jest parszywa zima.
Poza tym dojrzewa we mnie kapitulacja w sprawie zasadniczej (ale nie z działki idealizmu). I mnie to dziwi i przeraża. Będę informować na bieżąco o kapitulacji. Jutrzejszą kawę z Ł. wychłeptałam dziś, w czasie 20 minutowego „wpadnięcia” w zupełnie innym celu, i trafienia na Ł. kawę poranną. Życie jest parszywe…
Doła mam. I chyba się powtarzam.
Niech mnie ktoś przytuli. Albo chociaż przyniesie świeże truskawki. Albo nowe kolczyki, im bardziej czerwone i kiczowate, tym lepiej z doła wyciągają. Niech mnie ktoś odczaruje. Tylko proszę mnie tu na bułanku, w zbroi i z mieczem nie przyjeżdżać, bo a. w module „panienka z pensji 9.4” funkcja wiary w takie rzeczy ustawiona jest na poziom z lekka sceptyczny, b. zbroję i broń zarekwiruje przychówek męski, a rumaka Królewna zacałuje na śmierć.
Niech mnie ktoś przytuli.
Chyba się powtarzam.
Doła mam.
Tu kolczyki, kolor nieco inny, ale myślę,że przypadną do gustu:
OdpowiedzUsuńhttp://digart.img.digart.pl/data/img/vol2/71/53/miniaturki400/2963115.jpg
A tu truskaweczki:)
http://www.flickr.com/photos/te55/3541084545/
Ino nie ściskam, bo u nas grypa i jelitówka...
Kolczyki BOMBA, prawdziwy gadżet blogowy :-D
OdpowiedzUsuńCo do truskawek... Niestety, mnie tylko prawdziwe są w stanie ukontentować. Mrożone, w formie shake'a, galaretki, gumy do żucia, dżemu itd itd odpadają.
Dziękuję uprzejmie za
OdpowiedzUsuńhttp://twistedsisterssaport.blogspot.com/2010/02/kwiatki-w-oknie-w-temacie-wiosny-oraz.html
z tym, ze od kwiatków w oknie jest Latorośl :-) a such a lovely day skończył sie jak wysiorbałam Ł. jej kawe poranną. Potem juz tylko enrahah.
zwróci jednak uwagę, że ju are one in a million! a żeby dokładniej powiedzieć, one in ile tam tych ludzi jest na globie. and i love ju soł! czyż to nie dodawa otuchy?
OdpowiedzUsuńDodawa. Ale wie przecież, że to o inną book of love is long and boring się mnie rozchodziło. No.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. One in a million. A pomyśl, jaki świat byłby piękny, gdyby Wisienek było dwie! A?!