Uprasza się P.T. Czytających o zapoznanie z linkiem powyżej. Znaczy z warstwą audio. Koniecznie. Bo dziś ostatni dzień karnawału. Niestety, nie było mi dane spędzić go na tańcach (nawet na tych z opuszczoną szczęką). Zamiast tego dokonałam gruntownego przeglądu lektur własnych.
A było to tak:
Ostatni dzień karnawału dziś. Ostatni dzień ferii był przedwczoraj. Latorośl uczcił tę datę czyszcząc (!!!) wieczorem niedzielnym martensy. Nie zemdlałam z wrażenia tylko dlatego, że błysk zmysłu rodzicielskiego uświadomił mi, że mogłoby to spowodować w pierworodnym traumę. Oraz się w sobie zamknięcie. Udałam więc, że nie zrobiło to na mnie wrażenia.
Zagadka: skoro wczoraj był pierwszy dzień szkoły, kiedy Wiśnia zostanie poproszona o spotkanie z kimś z szacownego Grona P.? Taaak. Pani w drugim rzędzie wygrywa nową płytę Petera Gabriela. Albo może Klazz Brothers, skoro ją już z półki zdjęłam. Otóż, Wiśnia została poproszona wczoraj o stawienie się dziś o 17.00 (co syn przekazał mimochodem o 7.20 rano dziś, wraz z informacją że trzeba przynieść 15 złotych polskich. Rano. 7.20. Wiśnia wszędzie płaci kartą). Wezwany na przesłuchanie podejrzany zeznał, że nic nie pamięta, poza tym, iż oświadczył był pani od muzyki, że Chopin to łzawy słabeusz, a jego muzyka jest nudna. Coś mi to zdanie przypomina, hmmm.
Wezwania do szkoły nie dziwią Wiśni. Mogłyby być nawet jakoś regularne, hurtowe, a nie tak, od czapy. Wywołują natomiast reakcje zawsze te same. Panikę najpierw, gdyż nauczycielka (zwłaszcza w wersji podstawowej tj. ze szkoły powszechnej, obowiązkowej i bezpłatnej) stanowczo nie widnieje na liście gatunków ulubionych. Ba, w porywach się Wiśnia zastanawia, czy nie dałoby się spowodować wciągnięcia gatunku na listę wymierających i nie do odtworzenia.
Perspektywa rozmowy z wychowawczynią syna (szczególną przedstawicielką rodzaju, reprezentującą wszystkie cechy wywołujące w Wiśni odczucia podobne do lęku wysokości) powoduje odruchowe kombinowanie, jakby się wykpić. Ale tym razem Wiśnia była dzielna. Stawiła także czoła, jak zwykle przy takiej okazji, niemal nieodpartej pokusie obucia się we własne martensy (koloru, weeeelll… czerwonego wina, chichr, które – o zgrozo – są zaledwie o numer większe od synowskich), założenia koszulki – a jak! Black Stone Cherry (lub, jako ze BSC jest damską koszulką, pożyczenia od pierworodnego bardziej zdecydowanej w wyrazie Iron Maiden), użycia podkładu i pudru w wersji super pale porcelain, natapirowania włosów, obwiedzenia oczu eyelinerem ebony black (dookoła), pomalowania ust na śliwkowo, paznokci na czarno i użycia perfum o zapachu dymu cannabis. Ymydż ten miałby spowodować złagodnienie postawy Grona P. wobec biednego dziecka samotnej matki, chowanego w jakże trudnych warunkach społecznych. Odparcie tej niemal nieodpartej chęci ma jednak miejsce, gdyż istnieje pewne prawdopodobieństwo iż nauczycielka mogłaby nie wykazać wrażliwości godnej Marii Konopnickiej, i nasłać kuratora. Na Wiśnię, jako wymagającą wsparcia, nie na dziecko.
Wiśnia dała radę. 10 minut i po krzyku. Ale z panią od muzyki spotkać się musi. Pojutrze. (Niniejszym informuję Łosiastą, że będę około godziny później). Zaliczyła Wiśnia konwersację pedagogiczną z panią od matmy, księdzem od religii, i panią od religii też, panią od angielskiego, panią od przyrody.... Może być i od muzyki.
Wiśnia wyciągnęła po powrocie z półki nad łóżkiem swoją życiową podporę, niebacznie przygniecioną ostatnio znalezioną pod choinką Tokarczuk (Wiśnia lubi Blake’a) oraz Myśliwskim (Łosiasta rekomendowała i udostępniła).
Wiśnia rozważa wykonanie nielegalnych kserokopii i zastąpienie tymi kserokopiami niekorporacyjnego poradnika wszystkich swoich jakże nieprzydatnych lektur, rozsianych wszędzie gdzie da się czytać! Idąc po kolei po pomieszczeniach mieszkania:
po co Wiśnia czyta w wannie najlepsze napotkane w ostatnim roku kompendium współczesnej filozofii, poparte przykładami z życia socjopaty?! (Kompendium łącznie ze streszczeniem Wiśni ukochanego H.L.A. Harta – na związek Harta z House’m Wiśnia sama by nie wpadła) – poradnik bardziej potrzebny
czy nie lepiej na stojaku w WC zamiast starych magazynów oraz przeglądu naukowych bomb (Wiśni ulubiony rozdział o bzdurnej inteligencji emocjonalnej) umieścić poradnik?
czy naprawdę w salonie trzeba dzieciom czytać przestarzałe baśnie, co je Wiśnia z prehistorii pamięta? Co z tego, że pierwszy raz przetłumaczone z oryginału? Hmm. Głupie pytanie, dzieciom poradnika Wiśnia czytać nie będzie. Ale po dużym pokoju plątały się też przejściowo reportaże (zamienione na Myśliwskiego) oraz (ha!!! naprawdę) kryminał (obecnie u Łosiastej) tudzież mistrzowski Grzędowicz. A to już strata czasu była. Trzeba to upłynnić lub zamienić na coś wartościowego…
Czy Wiśnia się naprawdę łudzi, że kuchenna lektura pomoże jej nadrobić siedzenie w ostatniej ławce oraz przegapienie (czytała Dostojewskiego czy też Viana pod tą ławką) całego bloku programowego o elektryczności, skutkiem czego Wiśnia musiała na mierny napisać referat, a do dziś prądu się boi panicznie, i w celu wymiany żarówki wyłącza wszystkie korki? Czy Wiśnia ma nadzieję, że zapoznając się przy kawie z książką, pojmie różnicę między „ * ” a „ ^ ” we wzorze na stopę zwrotu z inwestycji w opcje albo certyfikaty kredytowane? Nie lepiej podłożyć sobie samej kopię czegoś, co pozwoli zachować luz, kobieto, luz…
W dziecięcym Wiśnia nie trzyma własnych książek, gdyż Wiśnia bywa tam rzadko. Kto nadepnął bosą stopą w nocy na klocek lego, wie, dlaczego.
Wiśnia szuka w swym handbooku porady „jak nauczyć nastolatka właściwego i adekwatnego cytowania wypowiedzi swej matki w kontekście konieczności ukończenia szkoły podstawowej oraz jak powinien te wypowiedzi cenzurować przed podaniem dalej” oraz „jak przekonać nastolatka, że własne zdanie mieć trzeba, ale nie jest egoizmem nie dzielenie się nim z innymi, zwłaszcza mającymi władzę, oraz że święty spokój też ma zalety”. Bezskutecznie. Poradnik jedynie utwierdza Wiśnię w przekonaniu, że luz, kobieto, luz....
Gdyby ktoś znał odpowiedzi… opłaty zgodnie z taryfą operatora.
***
- Maaamooo, a czy szatan teoretycznie mógłby być zdolny do miłości, gdyby, teoretycznie, mu się zachciało być?
***
***
PS. Nie uprawiam reklamy żadnej sieci handlowej. Tak tylko wyszło.
Gdyby tak jakiś otwarty kurs wizażu? W temacie podkładów i fryzur? Bardzo mnie zainteresowała wizja metamorfozy;)
OdpowiedzUsuńCoś się wykombinuje ;-)
OdpowiedzUsuń