Mogłoby być np. sunny sunday, nie? Ale nie było.
Blondie dalej obsesjonuje o Doherty'm (a na dodatek na pewnym portalu się chwalą niektórzy bytnością na wczorajszym Archive, co mnie biletu brakło), ale w sumie dzięki pitu-pitu ratuje mnie od mojej obsesji. Bo wstałam z bardzo bojowym postanowieniem wezwania swej pokręconej podświadomości na bardzo poważną rozmowę. Bo się mnie śniło, że sobie siedzę sama na dachu Casa Battlo, wschód słońca, kicz, bajery, sielsko, anielsko. A po nakarmieniu Kota mnie się ręce przyśniły. Męskie. Te najpiękniejsze, jakie w życiu widziałam. To ja sobie myślę, że albo ze mnie brak wychodzi znowu, tak a propos wanny, albo mnie ta podświadomość do pionu przywołuje, że przecież TAKIE ręce to nie po to, żeby moje śrubki, kable i rurki pod wanną naprawiać. To ja nie chcę nawet myśleć, że te ręce to mogłyby mi krówki kupować. Normalnie obsesja. To już Doherty strawniejszy. I pitu-pitu.
***
-Mamo, a w kielichu to wszystkie opłatki komunii są tak samo bardzo święte?
- ......
- Mamo, a jak serafiny mają po sześć par skrzydeł, to jak sterują w czasie lotu?
- .....
- Mamoooo, a czemu ludzie nie znają łaciny?
- ..... (w sumie, czemu?)
- Mamo, a czy Pan Bóg wysłuchuje wszystkich modlitw?
-....
Yyyyy. No moich wysłuchuje. Wszystkich. Zawsze. Tylko że czasem po wysłuchaniu mówi NIE. Ostatnio też mówi nie. Tylko, w sumie, co Mu zależy? Nie mógłby tak dla odmiany kiwnąć podbródkiem, że tak?
Sunny Sunday....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz